Joanna Krzysztofik Joanna Krzysztofik
1007
BLOG

Oto jak "państwo opiekuńcze" traktuje potrzebujących

Joanna Krzysztofik Joanna Krzysztofik Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

 

 

Ewa Woronczak z Wrocławia od urodzenia prawie nie widzi na jedno oko. Natomiast na drugim lekarze poradni okulistycznej zdiagnozowali zaćmę. Pani Ewa - która ma obecnie 86 lat - musi czekać na operację aż do 2017 roku. Będzie miała wtedy 90 lat.
 
Do szpitala przy ul. Borowskiej zgłosiłam się w listopadzie 2011 roku ze skierowaniem na operację zaćmy. Zbadano mnie w poradni okulistycznej szpitala. Lekarze powiedzieli, że ze względu na mój wiek i zaawansowaną wadę operacja odbędzie się w przyspieszonym terminie, a więc w ciągu dwóch lat.
- mówi pani Woronczak.
 
Kobietę zaskoczyła odpowiedź na jej telefon, że termin jej zabiegu to 2017 rok. Dlatego napisała odwołanie od tej decyzji i czeka na odpowiedź, choćby na telefon ze szpitala.
 
Nie dziwię się jej zaskoczeniu. Takie postępowanie z pacjentami to praktycznie normalka w państwach lewicowych. Wiem co ona czuje, gdyż sama od urodzenia mam problemy ze wzrokiem i układem kostnym (akurat moich ułomności nie da się rozwiązać operacjami). Toteż wiem co kobieta czuje.
 
Ludzie w moim wieku to rzadkość, więc może lekarze myślą, że też mnie już nie ma i dlatego nie dzwonią. Mają po prostu problem z głowy
- dodaje pani Ewa.
 
Na operację zaćmy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej czeka się średnio cztery lata, co wynika z dużej liczby pacjentów. W Klinice Okulistyki w szpitalu wykonuje się - oprócz operacji zaćmy - także inne zabiegi. Trafiają tam ciężkie przypadki z regionu.

Po telefonie do Kliniki Okulistyki Gazeta Wrocławska uzyskała następującą informację. Klinika zaprasza panią Woronczak na ponowne konsultacje. Ponadto powiedziano, że od ostatniej wizyty mogły pojawić się przesłanki, by skrócić czas oczekiwania na zabieg do pół roku.

Według danych NFZ tylko w Klinice Okulistyki przy Borowskiej czeka na ten zabieg, jako pilny, prawie 600 osób. Wrocławski NFZ przezncza rocznie na operacje zaćmy 48,5 mln zł.
 
Na operację w trybie pilnym czeka się w regionie minimum trzy miesiące, a co najmniej rok w normalnym
- mówi Joanna Mierzwińska z NFZ.
 
Widzicie państwo; w świetle tego co się dzieje w lewicowych państwach nie jest zbyt przekonujący argument, że dzięki państwowej służbie zdrowia lekarze i pielęgniarki mają gwarantowaną pracę, a biedniejsi obywatele mają bezpłatną opiekę medyczną. Jako że aparat państwa zapewnia nam ową "bezpłatną" opiekę, niektórzy olewają swoje zdrowie i myślą "Co mi tam? Nażrę się fast foodów i nażłopię się piwa ile wlezie. Jakby co, państwo zapewni mi lekarza".
 
Na NFZ płaci każdy podatnik, a korzysta tylko część podatników (bo druga część korzysta z usług prywatnych placówek medycznych). Długie kolejki do lekarzy - zwłaszcza specjalistów - oraz długi czas oczekiwania na wizyty lub operacje to praktycznie norma.
 
Skoro podatnicy płacą na państwową służbę zdrowia, to nie można nazwać jej darmową. Usługi w niej są zdecydowanie droższe od tych w prywatnych placówkach. Dlaczego? Ponieważ pieniądze z podatków na to przeznacza się nie tylko na pensje dla pracowników państwowych szpitali i przychodni oraz na wyposażenie tych placówek. Idą one też na pensje i wyposażenie stanowisk urzędników, którzy zajmują się rozdziałem podatków na lecznictwo, a część z nich przywłaszcza sobie jakieś sumki.
 
Wszystko to sprawia, że jest za mało pieniędzy pensje dla personelu medycznego i innych pracujących bezpośrednio w placówkach medycznych oraz na leczenie tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy, a ich zły stan zdrowia nie jest ich winą. W takiej sytuacji jest właśnie pani Woronczak. Zarówno ona jak i wielu innych nie może sobie pozwolić na usługi w prywatnej placówce medycznej. NFZ ma świadomość, że tacy pacjenci są skazani na jego usługi. Toteż bezkarnie ich olewa.
 
Dodatkowo w państwowych placówkach często dochodzi do łapówkarstwa, dzięki któremu można załatwić szybsze dostanie się na wizytę u specjalisty lub zabieg.
 
W państwie wolnorynkowym - czyli prawicowym - w którym aparat państwa nie steruje lecznictwem - sytuacja byłaby bardziej komfortowa dla wszystkich stron. Placówki medyczne bardziej dbałyby o jak najwyższą jakość i jak najniższe ceny swoich usług, czym przyciągałaby pacjentów klientów. To samo tyczy się aptek oraz firm farmaceutycznych (leki, środki opatrunkowe, itp.) i zajmujących się produkcją sprzętu medycznego i rehabilitacyjnego (np. wózków inwalidzkich, itp.). Poza tym, byłby wtedy większy nacisk na umieszczanie na produkcie lub jego opakowaniu informacji o składzie (leki, środki opatrunkowe) i jak należy używać danego produktu (leki, środki opatrunkowe, sprzęt medyczny i rehabilitacyjny).
 
Jak coś ewidentnie szkodziłoby pacjentom, ci mieliby dużo większą możliwość wybrania konkurencji. Firma byłaby tym bardziej spalona na rynku, gdyby okazało się, że umyślnie zataiła informacje o skutkach ubocznych używania jej produktów (firma farmaceutyczna) lub powikłaniach po zabiegu (szpital).
 
Skoro już o tym mowa, na wolnym rynku będzie się wtedy zwracać uwagę na to czy na dane stanowisko zatrudnia się osobę z odpowiednimi kwalifikacjami. Dzisiaj często zatrudnia się ludzi po znajomości, a nie z powodu ich kwalifikacji. A przecież - skoro mówimy o lecznictwie - kwalifikacje są szczególnie ważne w zawodzie lekarza, pielęgniarki i osoby, która pracuje bezpośrednio przy produkcji leków.
 
W zdrowym kraju, jeśli kogoś rzeczywiście nie stać na leczenie (lub w ogóle utrzymanie, edukację, itp.), przychodzą z pomocą ludzie dobrej woli - zarówno jednostkami jak i zrzeszeni w grupach, np. organizacjach charytatywnych. Najczęściej pomoc charytatywna odbywa się na szczeblu lokalnym. Wtedy mieszkańcy są w stanie zorientować się kto naprawdę potrzebuje wsparcia, a kto oszukuje. Przy jakiejś poważniejszej akcji dobroczynnej - gdzie społeczność lokalna może nie dać rady - do akcji wkroczą media. Dlaczego? Ponieważ pomogą nagłośnić sprawę, choćby dla zwiększenia oglądalności.
 
Czemu byłoby to wszystko dużo prostsze? Ponieważ w państwie prawicowym, w którym lwia część gospodarki - w tym lecznictwo - znajduje się w rękach prywatnych, podatki są dużo niższe i dużo więcej pieniędzy jest w kieszeniach obywateli.
 
Co do prywatnej działalności dobroczynnej, nawet teraz istnieją różne prywatne fundacje. Tak samo ludzie dają ogłoszenia (zwłaszcza w internecie), że potrzeba wesprzeć jakąś akcję, np. przekazać pieniądze na kosztowną operację serca dla dziecka. Jednak nie każdego stać, by wspierać te inicjatywy. Przyczyna leży w wysokich podatkach, m.in. tych na pomoc socjalną (z którą niektórzy obchodzą się tak jak opisałam wyżej).
 
W normalnym państwie, jeśli ktoś tylko udawał potrzebującego, szybko wychodzi to na jaw i taka osoba jest spalona w oczach opinii publicznej. Jako że obecnie mamy media, taki delikwent straciłby u ludzi jeszcze więcej, bo sprawa mogłaby być nagłośniona.
 
Obecnie wychwycenie wszelkiej maści wyłudzeń - czy to ze strony tych, którzy udają potrzebujących, czy urzędników, którzy chcą się nachapać - jest bardzo trudne ze względu na bałagan w tych wszystkich przepisach.
 
Ci urzędnicy, którzy na serio wierzą, że dzięki rządom lewicy można pomóc biednym i sami mają dobre chęci, by im pomóc wpadli w wielką pułapkę. Otóż, szanowni państwo, nie tędy droga.
 
Co do pomocy mediów w nagłaśnianiu akcji charytatywnych oraz tych, którzy tylko udają potrzebujących. Dzisiaj działalność mediów na tym polu jest mocno utrudniona, ponieważ są one zasypane różnego rodzaju odpadami. Z internetem jest trochę lepiej (jak pisałam wyżej, zwłaszcza tam pojawiają się prośby o pomoc w zbiórce pieniędzy np. na jakiś cel dobroczynny), ale telewizja publiczna ma się tu gorzej.
 
Najbardziej na takim stanie rzeczy, tj. na pozostawieniu sterów władzy w rękach lewicy, zależy tej części polityków, urzędników i przeciętnych kowalskich, którym się zwyczajnie nie chce pracować na utrzymanie i wolą żyć jak pasożyty.
 
Co do roli telewizji publicznej w tym kontekście. Owa część polityków i urzędników świetnie wie, że sytuacja zarówno w lecznictwie jak i w innych dziedzinach gospodarki oraz życia społecznego jest tragiczna. Toteż wciskają na ekrany wszelkiej maści tematy zastępcze.
1. Sklecają jakieś sceny wielkich kłótni, w których jeden wymyśla drugiemu, bo tamten krzywo na niego spojrzał.
2. Występują na jakichś konferencyjkach i debatach, a z ich ust wypływa totalna nowomowa.
 
O ludziach biednych, emerytach, rencistach i inwalidach establishment pamięta tylko wtedy, gdy potrzebuje ocieplić swój wizerunek. Tak samo postępuje na widok spadku zaufania elektoratu. Próbuje wtedy zwalczyć tych, którzy chcą naprawdę zmienić sytuację w naszej uciskanej ojczyźnie na lepszą. Najzacieklej establishment walczy na tym polu z ludźmi o poglądach prawicowych.


Źródło informacji o sprawie Ewy Woronczak: http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3314022,operacja-zacmy-na-cito-termin-za-trzy-lata,id,t.html?cookie=1
Fot: Tomasz Hołod / http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3314022,operacja-zacmy-na-cito-termin-za-trzy-lata,id,t.html?cookie=1
 
 
 
 
W I D E O T E K A .
 
 
 
B I B L I O T E K A . 
 

[niedostępny]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości